poniedziałek, 13 stycznia 2014

Idealna śmierć

       Wyobrażam sobie, że siedzę w jednej z tych eleganckich restauracji, w których na starych filmach, jadają ludzie z k(l)asą. Jest ciepły pogodny dzień. Kiedy na chwilę odwracam wzrok od mężczyzny, z którym przyszłam, widzę białe baranki na niebie i przez chwilę czuję, że ta chwila jest idealna.
       Mam mocno przydymione oczy i cudownie wygniecione włosy, jakbym dopiero wszyła z łózka. W minimalistycznej, ale eleganckiej białej sukience. Palę papierosa i piję lekkie, różowe wino. Jestem prawdziwą femme fatale.



Nagle powietrze przeszywa świst. Pocisk rozbija szybę, a następnie z ogromną siłą wbija się w moją klatkę piersiową. Siła uderzenia zrzuca mnie z krzesła i upadam na plecy.
Ciemna plama krwi rozlewa się po białej sukience, jak farba po płótnie. Wciąż dymiący się papieros leży gdzieś obok mnie. Po powierzchni wina rozchodzą się kręgi, bo pocisk przeleciał tuż nad kieliszkiem. Leże z lekko uchylonymi ustami, patrząc w sufit. Przez chwile nic się nie dzieje. Zapada cisza. Potem ludzie zaczynają krzyczeć, ale ja ich prawie nie słyszę. Czuję się jakbym znajdowała się pod wodą. Kiedy byłam mała czułam się spokojna i bezpieczna, chowając się pod powierzchnią, z dala od hałasu i własnych myśli.
Teraz jest tak samo. Nie czuję bólu. Jestem spokojna. Wszystko jakby jest na niby.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz